Wcześniej gadałam sobie tu

poniedziałek, 7 marca 2016

Tajny Współpracownik ... oraz Post Scriptum po paru godzinach

 TW Jerzy Zelnik

Współpracę ponoć zerwał po '68 roku. Jak dla mnie należałoby przejść nad tym do porządku dziennego tak, jak się to robi w wielu, wielu innych sytuacjach, gdy wychodzą na jaw błędy młodości. Myślę, że kto nie żył w czasach tzw "komuny", kto nie doświadczał szantażu, kto nie bał się o swoje i najbliższych fizyczne bezpieczeństwo ten nie wie co znaczyło SB. Jestem skłonna nawet przyjąć zasadę, że nie tylko wspaniałomyślnie wybaczajmy, ale w ogóle uznajmy, że każdy ma swoją historię. Pod jednym wszakże warunkiem: ktoś, kto podpisał lojalkę w wyniku tego nie zrobił nikomu żadnej, nawet najdrobniejszej krzywdy.
Ukochany przez prawicę Jerzy Zelnik w 1963 roku podpisał dobrowolnie zobowiązanie do współpracy z SB, ale po wydarzeniach 1968 roku zerwał współpracę. To też jestem w stanie zrozumieć. Młody człowiek, wchodzący w życie dorosłe, uwierzył w idee, szczególnie, że po śmierci Stalina wielu miało nadzieję, że Polska stanie sie państwem sprawiedliwym i dostatnim. Wydarzenia marca 1968 jawnie temu zaprzeczyły, a dla tych, którzy mieli jeszcze cień nadziei na "lepsze jutro" bielmo z oczu pospadało. Z tego, co wynika z teczki TW Jerzego Zelnika (znalezionej w szafie pani generałowej) wynika, że aktor w latach 1963-1968 na nikogo nie doniósł.
No i można by temat zakończyć.
Tylko czy aby na pewno? Czy jak ktoś nie donosił tajnie i skrycie do roku 1989, za to jawnie i publicznie wskazywał swoich kolegów jako nieprawomyślnych (czyli myślących inaczej), łamiąc tym samym zasady lojalności zawodowej oraz zwykłej przyzwoitości, to jest godny szacunku i przyjęcia, że każdy ma swoją historię? Czy robienie "czarnej listy" kolegów po fachu, co by nowa władza nie zapomniała o "ukaraniu" żadnego z nich nie jest formą donoszenia?
Znany tak naprawdę tylko z roli Ramzesa w "Faraonie" w reż. Kawalerowicza pozwolił sobie na wyliczankę, umieszczając w spisie uznanych, często wielce zasłużonych i bardzo utalentowanych kolegów: Olgierda Łukaszewicza, Artura Barcisia, Tomasza Karolaka, Jacka Poniedziałka, Krzysztofa Kowalewskiego, Daniela Olbrychskiego.
Jasne, że wymienieni aktorzy mogą wydąć wargi z lekceważeniem i olać kolegę, po prostu przestając o nim mówić "kolega". Mogli też wytoczyć Zelnikowi procesy o zniesławienie, ale na szczęście nikt z nich tego nie zrobił, bo do walki, także sądowej, staje sie honorowo tylko z równym sobie.
Niemniej TW Jerzy Zelnik nie należy, w moim odczuciu, do grupy, która nie donosiła.

P.S. Dziennikarz Onetu, Jacek Gądek, rozmawiał z Jerzym Zelnikiem po ujawnieniu jego teczki. 
Cytat z wywiadu:
"JG: Z podniesioną głową i z absolutną pewnością może pan powiedzieć: nigdy nie donosiłem służbom PRL?
JZ:Zabrzmiało jak pytanie w sądzie.
A skąd ja mogę wiedzieć, że nigdy? Powtórzę: podzielmy moje życie na dwie fazy. Może zostałem w coś wkręcony, gdy wchodziłem w dorosłość.
JG: W 1963-64 roku.
JZ: No i co ja mogłem wtedy wiedzieć o życiu i polityce?"

Parę godzin temu całą historię z Jerzym Zelnikiem byłam skłonna zbagatelizować, tylko podkreślając, że jest nieodrodnym "synem" PiS, bo nie waha się obrażać ludzi. Teraz po wywiadzie dla Onetu i jego słowach uważam, że to obrzydliwe. Doskonale wie co jest w jego teczce i usiłuje to wytłumaczyć brakiem doświadczenia, młodością i tworząc sobie wątpliwe alibi, że mógł zostać "w coś wkręcony". Panie Zelnik, powiedz to pan wieloletnim więźniom SB, którym wkręcano "coś" w imadło, a jednak są w stanie powiedzieć NA PEWNO, że nikogo nie wydali i nikt przez nich nie płakał. W tym samym wywiadzie mówisz pan: "Byłem w sztabie wyborczym Lecha Wałęsy, czego się później wstydziłem". To Lech Wałęsa się wstydzi, żeś pan w tym komitecie był.

10 komentarzy:

  1. Zante, piszesz: "Młody człowiek, wchodzący w życie dorosłe, uwierzył w idee, szczególnie, że po śmierci Stalina wielu miało nadzieję, że Polska stanie sie państwem sprawiedliwym i dostatnim."
    Ja zas mysle, ze nie o idealy mu wtedy chodzilo, on sprzedal sie jak tania dziwka za rajstopy, zeby dostac role, a szczegolnie zeby moc wyjechac z ekipa. Juz wtedy byl sliskim malym nikczemnikiem, teraz juz tylko to udowodnil.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam pojęcia czy wówczas, w początku lat 60-tych coś za to dostał albo coś mu obiecano (był wówczas studentem).
    Nie znam też człowieka bezpośrednio, więc mogę oceniać tylko po powszechnie znanych faktach czyli kuriozalnych wypowiedziach o in vitro czy właśnie "czarnej liście".

    OdpowiedzUsuń
  3. Zelnik to tylko aktor, aktor to tylko człowiek, który ma poglądy czasami fatalne, bywa też zwyczajnie głupi,zmanipulowany. Aktor to nie opiniotwórczy profesor, choć czasy mamy takie, że i profesor może być idiotą!ale w tym zawodzie i innych artystycznych jest element zwykłej zazdrości o role, o talent i tu wyłazi gnida czasami. Zastanawiam się kiedy zaczną pluć na Łomnickiego

    OdpowiedzUsuń
  4. kanalie szczuli człowieka na człowieka, co za straszne czasy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klarko, czy aby na pewno Twoje stwierdzenie w czasie przeszłym jest słuszne?

      Usuń
    2. Po wpisie widać, że nie.

      Usuń
  5. Dziwne, że tyle artystów było szczutych, zaszczutych i bezwolnych. Żyłam w tych czasach i nie przypominam sobie, żebym się chciała w ten sposób skurwić. A mogłam :). Widocznie trza do tego artyzmu...

    OdpowiedzUsuń
  6. Są małe świnki, są wielkie knurska, i jest też odmiana wysokogórska. Nie moje:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie nieprzerwanie zadziwia skala bezczelności niektórych. W odmianie wysokogórskiej jest szczególnie silna.

      Usuń

Subiektywny komentarz znaczy mój. Indywidualny i stronniczy. Wcale nie oczekuję, że będziesz się z nim zgadzać. Wystarczy, że będziesz kulturalny.